Google search engine

Stopy procentowe mogą wzrosnąć o 1,5 pkt proc. w ciągu kwartału. Najwyższa od 20...

0

W październiku tempo wzrostu cen sięgnęło 6,8 proc., co jest dynamiką niewidzianą od pierwszej połowy 2001 roku. Choć mieliśmy do czynienia z dwiema podwyżkami stóp procentowych, to i tak pozostają one dużo niższe niż stopa rynkowa (WIBOR) i niższe od inflacji. Ponieważ skala obu podwyżek była zaskoczeniem dla rynku, doświadczyliśmy historycznie największej przeceny na rynku obligacji, zwłaszcza długoterminowych, i osłabienia złotego. Na razie jednak perspektywy dla gospodarki pozostają pozytywne.

W październiku RPP zaskoczyła rynek, podnosząc referencyjną stopę procentową o 40 punktów bazowych do 0,5 proc., a w listopadzie – decydując się na kolejną podwyżkę o 75 pb. do 1,25 proc. To wciąż dużo niższe poziomy od odczytów inflacji, co oznacza, że realne stopy procentowe są ujemne, ale jednocześnie więcej, niż spodziewał się rynek, który liczył się z podwyżkami odpowiednio o 15 pb. i 50 pb. To prawdopodobnie nie koniec wzrostów, bo analitycy spodziewają się wzrostu inflacji do nawet 8 proc.

 Kwotowania rynkowe z kontraktów na stopy procentowe pokazują, że oczekiwana jest podwyżka o ok. 1,5 punktu procentowego w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Oznaczałoby to, że mniej więcej w marcu stopa powinna być w okolicach 3 proc., a w perspektywie 12 miesięcy – około 3,25–3,5 proc. I na tej wartości cykl by się zakończył. Problem z prognozowaniem jest jednak taki, że nie ma w zasadzie żadnej spójnej komunikacji ze strony RPP – mówi Aleksander Szymerski, zarządzający funduszami, Generali Investments TFI. – Zagadką jest także skład Rady od przyszłego roku – siedmiu z dziesięciu członków kończy swoją kadencję między styczniem a marcem 2022 roku. Sam prezes Glapiński ma kadencję do czerwca, ale w jego przypadku istnieje możliwość sprawowania funkcji przez jeszcze jedną sześcioletnią kadencję. Według informacji medialnych prezydent zamierza nominować go na kolejne sześć lat.

Tuż przed podniesieniem stóp prezes NBP i przewodniczący RPP, prof. Adam Glapiński, zapewniał, że podwyżek nie będzie, ponieważ inflacja ma charakter podażowy. To oznacza, że nie zależy od decyzji Rady, bo wynika z globalnych czynników.

Czynniki podażowe są oczywiście obecne, a zalicza się do nich wzrost cen energii czy paliw. W październiku paliwa do prywatnych środków transportu były droższe o 33,9 proc. rok do roku, opał – o 18,3 proc., a gaz – o 16,1 proc. Jednocześnie jednak z powodu wprowadzenia do gospodarek ogromnej ilości pieniędzy i odroczonych przez pandemię zakupów powstał zwiększony popyt ze strony konsumentów. W efekcie drożeje także żywność (co częściowo również jest zjawiskiem globalnym), ale rośnie też inflacja bazowa. Dane NBP wskazują, że w październiku wyniosła ona 4,5 proc., czyli znacznie powyżej celu Rady Polityki Pieniężnej (2,5 proc. z odchyleniami o 1 pkt proc. w górę i w dół). Z kolei w 2022 roku oczekiwana jest inflacja CPI powyżej 5 proc., z czego w pierwszych miesiącach roku wyniesie ok. 7–8 proc.

Społeczeństwo oczywiście dostrzega rosnące ceny, w związku z czym pojawia się coraz więcej żądań płacowych. W ostatnich miesiącach pensje rosną ok. 8–9 proc. r/r i nic nie wskazuje na to, że ta dynamika będzie istotnie hamować – przypomina Aleksander Szymerski. – W ten sposób nakręca się tak zwana spirala cenowo-płacowa: ceny rosną, więc pracownicy domagają się podwyżek, podwyżki oznaczają wyższe koszty dla przedsiębiorstw, co wymusza kolejne wzrosty cen itd. To powoduje, że pierwotne przyczyny inflacji tracą stopniowo na znaczeniu, gdyż ta zaczyna sama się nakręcać.

Z wysoką inflacją zmagają się także inne państwa europejskie oraz Stany Zjednoczone. W związku z tym banki centralne podnoszą stopy procentowe. W Czechach od marca do października podwyżki sięgnęły 125 pb., na taką samą podwyżkę tamtejszy bank zdecydował się również w listopadzie (do 2,75 proc.). Węgrzy przez serię regularnych podwyżek doszli do poziomu 2,1 proc.

Efektem wysokiej inflacji w Polsce i nieprzejrzystej komunikacji banku centralnego z rynkiem jest osłabienie złotego, zwłaszcza do dolara – od początku roku polska waluta straciła do amerykańskiej niemal 11 proc., a do euro tylko nieco ponad 3 proc. Umocnienie amerykańskiej waluty względem europejskiej wynika z faktu, że zacieśnianie polityki pieniężnej, czyli ograniczenie skupu obligacji czy wreszcie podwyżki stóp procentowych, spodziewane jest wcześniej w Stanach Zjednoczonych niż w strefie euro.

Kolejnym skutkiem jest zamieszanie na rynku obligacji. Szybkie i wyższe od spodziewanych podwyżki stóp procentowych spowodowały straty funduszy obligacji w październiku, i to nie tylko tych stałokuponowych i długoterminowych, ale także krótkoterminowych o zmiennym oprocentowaniu.

– Fundusze musiały sprzedawać papiery na relatywnie mało płynnym rynku, co oczywiście pogłębiło spadki. W samym październiku z funduszy wypłynęło netto ponad 3 mld zł [dane dla całego rynku – red.] – mówi zarządzający funduszami Generali Investments TFI. – W efekcie cena obligacji załamała się pod ciężarem podaży. Najdłuższe obligacje zmiennokuponowe straciły od początku października mniej więcej 2–2,5 proc. Była to potężna przecena, która nie ma żadnego fundamentalnego uzasadnienia poza przejściowym brakiem płynności. Obecnie więc są to bardzo atrakcyjne papiery, gdyż nie dość, że sprzedawane są z dużym dyskontem, to jeszcze systematycznie rośnie ich oprocentowanie.

Na razie perspektywy dla polskiej gospodarki pozostają pozytywne. W trzecim kwartale wzrost PKB wyniósł 5,1 proc. r/r, wyraźnie powyżej oczekiwań analityków. Według prognozy Komisji Europejskiej w przyszłym roku ma on wynieść 5,2 proc. To głównie zasługa ożywionej konsumpcji oraz wzrostu płac o ok. 10 proc. r/r.

Potrzeby pożyczkowe Polaków coraz większe. Rośnie też liczba nadmiernie zadłużonych pożyczkobiorców

0

Dane KRD pokazują, że nadmierne zadłużenie u kilku wierzycieli to problem dotyczący ok. 590 tys. Polaków, których łączny dług sięga prawie 22 mld zł. Multidłużnicy często zaciągają kolejne zobowiązania, żeby spłacić poprzednie. Widać to także w statystykach programu oddłużeniowego Ulga od Długu. – Nasi klienci mają średnio siedem pożyczek u sześciu wierzycieli na kwotę około 50 tys. zł. Często znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej, głównie ze względu na chorobę, utratę pracy – mówi Sylwia Pawlina, rzeczniczka prasowa programu. Organizatorzy programu pod koniec listopada ub.r. trafili na listę ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego, ale – jak podkreślają – sytuacja jest przede wszystkim wynikiem nieuczciwej walki rynkowej ze strony firm pożyczkowych, które po pandemicznym zastoju właśnie wróciły do okresu żniw.

– Z badań wynika, że 28 proc. Polaków ma obawy o to, czy będzie w stanie spłacić dług w wysokości 10 tys. zł. Dotyczy to głównie osób starszych, ale nie tylko. Chwilówki są w stanie zniszczyć życie każdemu i mówię to absolutnie bez żadnej przesady. Klienci, którzy przystępują do programu oddłużania, mają nerwicę, depresję, bardzo często myśli samobójcze. Samej zdarzyło mi się dwukrotnie wzywać patrol policji do klientów, którzy mówili o chęci popełnienia samobójstwa m.in. przez nachalne działania wierzycieli. Ta cała spirala zadłużenia, w którą zostali wpędzeni, nieetyczna windykacja – wszystko to doprowadza ich do bardzo trudnego stanu emocjonalnego – mówi agencji Newseria Biznes Sylwia Pawlina.

Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że w grudniu 2021 roku firmy pożyczkowe udzieliły łącznie 295,9 tys. nowych pożyczek na łączną kwotę 768 mln zł. To o 45 proc. więcej niż rok temu. Średnia wartość nowo udzielonej pożyczki pozabankowej wyniosła w grudniu 2307 zł i też wzrosła – o 14,5 proc. r/r. W całym ubiegłym roku liczba pożyczek udzielonych przez takie instytucje przekroczyła 2,94 mln (wzrost o 47,8 proc. r/r). BIK wskazuje, że rynek pożyczkowy wrócił już do kondycji sprzed pandemii, a tak dobre wyniki to po części efekt niskiej bazy z 2020 roku, ale w głównej mierze – wysokiego popytu na finansowanie.

Niekontrolowane zadłużenie, zwłaszcza w połączeniu z trudną sytuacją gospodarczą, która rodzi np. ryzyko utraty pracy i dochodów, dla wielu klientów może być jedną prostą drogą do tzw. spirali zadłużenia i braku możliwości regulowania na bieżąco swoich zobowiązań. Dane Krajowego Rejestru Długów pokazują, że nie jest to marginalny problem. Pod koniec ubiegłego roku Polacy mieli do spłacenia 46,8 mld zł. Połowę tej kwoty stanowią zobowiązania multidłużników, czyli konsumentów, którzy zalegają co najmniej trzem wierzycielom. W KRD figuruje prawie 590 tys. takich osób, a ich łączny dług to blisko 22 mld zł. Eksperci wskazują, że w takich przypadkach korzystnym rozwiązaniem może być m.in. konsolidacja bądź oddłużanie.

– Oddłużanie to próba uwolnienia od problemu osoby, która ma trudności ze spłatą swoich zobowiązań finansowych. Jest to szereg działań prawnych, które obejmują najpierw część przedprocesową – negocjacje z wierzycielami, sprawdzenie i ocenę sytuacji finansowej dłużnika oraz pomoc w tym, aby odpowiednio zarządzał swoim budżetem i środkami, które ma do dyspozycji. W drugiej kolejności są to oczywiście działania prawne, sądowe. I to dotyczy zarówno procesów, które są inicjowane przez wierzycieli, jak i przez nas jako pełnomocnika klientów. My również pozywamy wierzycieli o zmiany w sposobie traktowania klienta i zobowiązania, jeżeli jest taka konieczność – mówi Marta Janowicz-Stradomska, partner i radca prawny w Kancelarii Prawnej CERTO.

Na polskim rynku od półtora roku działa prowadzony przez Kancelarię CERTO program oddłużeniowy Ulga od Długu. Jego adresatami są konsumenci znajdujący się w trudnej bądź bardzo trudnej sytuacji finansowej. Program ma im pomóc w zmniejszeniu, spłaceniu lub umorzeniu zadłużenia wobec firm pożyczkowych. Kancelaria wskazuje, że w imieniu swoich klientów zawarła już setki ugód, w niektórych przypadkach umożliwiających redukcję zadłużenia nawet o 80 proc.

– Klienci przystępujący do programu Ulga od Długu mają średnio siedem pożyczek u sześciu wierzycieli na kwotę około 50 tys. zł. Bardzo często znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej, głównie ze względu na chorobę, utratę pracy, a pandemia też odegrała tutaj dużą rolę. Z drugiej strony równie często spotykamy się z nieetycznymi, nielegalnymi działaniami wierzycieli, którzy wpędzają klientów w tak ogromne zadłużenie, bo nie da się inaczej wytłumaczyć sytuacji, w której klient naszego programu – z dochodem socjalnym w wysokości 1,5 tys. zł – ma 29 pożyczek na kwotę 150 tys. zł. Nasi klienci naprawdę są w bardzo trudnej sytuacji i często stoją rano przed wyborem, czy stać ich na chleb. Dopiero przystępując do programu, zyskują ochronę prawną i widzą szansę na wyjście z długów – mówi Sylwia Pawlina.

W ramach programu Ulga od Długu zapewniamy klientom całe spektrum usług prawnych związanych z oddłużaniem. Z tą różnicą, że naszego przeciętnego klienta – dłużnika wielu firm pożyczkowych – w normalnych warunkach nie byłoby stać na tego typu obsługę, chociażby ze względu na narzędzia, których używamy. Dzięki m.in. narzędziom informatycznym jesteśmy w stanie obsłużyć dość sporą liczbę klientów a przez to koszty są niższe – dodaje Marta Janowicz-Stradomska.

Infrastrukturę technologiczną i zaplecze organizacyjne na rzecz programu Ulga od Długu dostarcza LoanMe, wcześniej firma pożyczkowa, która w ubiegłym roku zaczęła wycofywać się z tego segmentu działalności. Pod koniec listopada ub.r. – razem z Kancelarią CERTO i całym programem Ulga od Długu – trafiła jednak na listę ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego. To pokłosie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które złożyły do prokuratury organizacje zrzeszające firmy pożyczkowe. KNF przystąpiła do tego postępowania i – jak podkreśla – wpis na listę ostrzeżeń nie jest w tym wypadku działaniem uznaniowym Komisji, tylko wynika z przepisów ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym

Decyzja KNF-u w sprawie CERTO jest w mojej ocenie błędna. Działania przez nią podejmowane nie stanowią przestępstwa, wobec tego wpisanie kancelarii na listę ostrzeżeń publicznych jest niezasadne – ocenia dr hab. Michał Królikowski, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, adwokat z Kancelarii KMD Legal.

Kancelaria CERTO i partnerzy programu Ulga od Długu podkreślają, że ich działalność w żaden sposób nie narusza przepisów prawa oraz dysponują dokumentami i opiniami prawnymi, które to potwierdzają. Cała sytuacja ma już przełożenie na wizerunek programu i budzi niepokój po stronie klientów. Dlatego kancelaria jest w trakcie wyjaśniania sprawy z KNF i prokuraturą. Jednocześnie podkreśla, że jest ona przede wszystkim wynikiem nieuczciwej walki rynkowej ze strony firm pożyczkowych, dla których program Ulga od Długu stał się solą w oku i w ten sposób próbują ukrócić jego działalność.

Kancelaria CERTO pomagała swoim klientom prowadzić negocjacje w sprawie oddłużenia w określonym modelu finansowym, w którym środki przeznaczone na oddłużenie były deponowane na rachunku kancelarii radcowskiej. To zaś nie podlega nadzorowi Komisji Nadzoru Finansowego, te środki nie są obarczone ryzykiem, nie są też deponowane w celu dalszego udzielania pożyczek. Dlatego w mojej ocenie nie doszło tu do naruszenia przepisów prawa bankowego. Ten model działania kancelarii po prostu nie jest często spotykany i być może dlatego wzbudził jakieś wątpliwości, które zamiast uprzedniego wyjaśnienia skończyły się zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wydaje się jednak, że jest to zbyt intruzywne działanie organu nadzoru – wskazuje adwokat Michał Królikowski.

Podziemne zmiany klimatu wpływają na kondycję budynków. Skutkować to może koniecznością przeprowadzenia kosztownych inwestycji

0
Podpowierzchniowe wyspy ciepła to pojęcie, o którym niewiele się mówi, tymczasem mają one ogromny wpływ na zmniejszenie trwałości budynków w silnie zurbanizowanych terenach. Rozwój infrastruktury...

Branża drogownictwa obawia się skutków wstrzymania pieniędzy z UE. Spodziewa się cięć w inwestycjach

0
Wstrzymanie unijnych pieniędzy uderzy przede wszystkim w inwestycje realizowane przez samorządy, czego bardzo obawia się branża drogownictwa. Mniej kontraktów lokalnych to dla niej mniej pracy i możliwe kłopoty...

Wojna w Ukrainie zaburzyła rozwój gospodarki i turystyki Podkarpacia. Strategia Karpacka na szczeblu UE...

0
Wojna w Ukrainie mocno wpływa na biznes i turystykę na Podkarpaciu. – Przedsiębiorstwa, które są blisko granicy, odczuwają pewien niepokój i nie ma już wśród nich...

Wiceprezes ZPP: Trzeba zwiększyć tranzyt ukraińskiego zboża przez Polskę. Krajowe firmy mogłyby na tym...

Rosja wycofała się z umowy zbożowej, która zapewniała bezpieczny eksport ukraińskiego zboża i produktów rolnych przez porty na Morzu Czarnym. Jednocześnie w Ukrainie niedługo rozpoczynają się żniwa – co...

Eksperci prognozują co najmniej kilkunastoprocentowy wzrost cen usług telekomunikacyjnych. Jeśli ustawa o cyberbezpieczeństwie wejdzie...

0

Przedsiębiorcy rynku telekomunikacyjnego, prawnicy, eksperci i politycy krytykują tryb procedowania nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa. Siódma wersja projektu, która pojawiła się w marcu, podobnie jak pięć poprzednich nie została poddana konsultacjom społecznym, mimo wprowadzania do nich istotnych zmian. Krytyka dotyczy szczególnie możliwości wykluczania z rynku pochodzących spoza UE i NATO dostawców sprzętu i usług ICT. Eksperci ostrzegają, że konieczność rezygnacji ze sprzętu danego dostawcy będzie dla operatorów oznaczała spory wydatek. Koszty szacowane na miliardy złotych zostaną ostatecznie przeniesione na konsumentów. 

 Prace nad ustawą o cyberbezpieczeństwie trwają od prawie dwóch lat. W tej chwili mamy do czynienia już z siódmą wersją tego projektu. Zgłoszono do tej pory 750 poprawek i praktycznie – oprócz tej początkowej wersji – nie było żadnych konsultacji. Widać, że sposób procedowania tej ustawy jest patologiczny. A to oznacza, że nie może prowadzić do dobrych rezultatów, ponieważ nie uwzględni interesów bardzo dużej grupy polskich przedsiębiorstw – mówi agencji Newseria Biznes Andrzej Arendarski, prezydent Krajowej Izby Gospodarczej. – Rozumiem, że szczególnie teraz względy bezpieczeństwa są na pierwszym miejscu, ale nie mogą być przykrywką do partactwa legislacyjnego i do pomijania interesariuszy, istotnych z punktu widzenia przyszłego kształtu ustawy.

Ustawa o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa (KSC), przyjęta w 2018 roku, to pierwszy w Polsce akt prawny dotyczący tego obszaru. Rząd już od jesieni 2020 roku przymierza się do jej nowelizacji, która ma wzmocnić polskie bezpieczeństwo cybernetyczne. Nowela wpłynie też na kształt całego polskiego rynku telekomunikacyjnego oraz wdrażanie w Polsce sieci 5G i wybór dostawców infrastruktury dla tej technologii. Prace nad nowelizacją od początku budzą kontrowersje. Zgłoszone w czasie pierwszych – i jedynych konsultacji – uwagi ze strony rynku zostały jednak uwzględnione w stopniu marginalnym, za to w kolejnych wersjach projektu rząd wprowadzał daleko idące zmiany, jak np. pomysł powołania państwowego operatora telekomunikacyjnego. Nie zostały one jednak omówione z rynkiem. Dlatego wątpliwości branży i ekspertów budzą zarówno jego zapisy, jak i tryb procedowania.

– W intencji zapisy tej ustawy mają prowadzić do zwiększenia cyberbezpieczeństwa naszego kraju i szerzej, Unii Europejskiej i NATO, bo jesteśmy częścią tych organizacji. Natomiast sposób, w jaki to jest przeprowadzane, chaos będzie prowadził raczej w kierunku odmiennym. Dlatego jako Krajowa Izba Gospodarcza kilka dni temu wysłaliśmy pismo do premiera, domagając się rzetelnych konsultacji ze wszystkimi interesariuszami rynku telekomunikacyjnego – mówi Andrzej Arendarski.

Jedną z największych kontrowersji w projektowanej ustawie jest od początku mechanizm oceny profilu ryzyka dostawców sprzętu i usług ICT na polski rynek. Ma jej dokonywać rządowe Kolegium ds. Cyberbezpieczeństwa, które pod uwagę weźmie szereg kryteriów technicznych i nietechnicznych. Zgodnie z najnowszą wersją projektu są wśród nich m.in. certyfikaty oraz liczba i rodzaj wykrytych podatności, ale kolegium uwzględni też to, czy dostawca pochodzi spoza UE lub NATO oraz jakie stwarza ryzyko dla realizacji zobowiązań sojuszniczych i europejskich.

Co ciekawe, w pierwotnej wersji projektu jednym z kryteriów było również to, czy w kraju pochodzenia dostawcy są przestrzegane prawa człowieka, jednak rząd po fali krytyki wycofał się z tego pomysłu. Zdaniem rynku i ekspertów narodowościowe kryteria są bowiem wprost wymierzone w dostawców technologii z Chin.

–  Im bardziej radykalna wersja przepisów przejdzie, im krótszy będzie czas na ewentualną wymianę sprzętu, im więcej dostawców zostanie z rynku wyrzuconych, a mówimy o całym zbiorze różnych firm, które produkują sprzęt w Azji i mogą zostać z tego rynku usunięte, tym większe będą koszty. I tutaj mamy, w mojej ocenie, w tej chwili jedną wielką niewiadomą. Natomiast koszty pośrednie i bezpośrednie wzrosną i to jest coś, z czym wszyscy właściwie eksperci, którzy brali udział w dyskusji Zespołu ds. Ochrony Praw Konsumentów i Przedsiębiorców, się zgadzają, i coś, czego rząd nie uwzględnia w swoich analizach i nie komunikuje tego transparentnie społeczeństwu, ile ta operacja może kosztować – mówi Krzysztof Bosak, poseł Konfederacji, który uczestniczył w debacie parlamentarnego zespołu, jaka odbyła się 22 kwietnia br. na terenie Sejmu.

Projektowany w ustawie mechanizm oceny jest istotny o tyle, że na jego podstawie – bazując na opinii Kolegium ds. Cyberbezpieczeństwa – minister właściwy ds. informatyzacji będzie mógł podjąć decyzję o uznaniu danego dostawcy za tzw. dostawcę wysokiego ryzyka, czyli podmiot stanowiący „poważne zagrożenie dla obronności, bezpieczeństwa państwa lub bezpieczeństwa i porządku publicznego”. Nadanie takiego statusu będzie zaś de facto oznaczać wykluczenie z polskiego rynku, bez realnych narzędzi odwoławczych.

– Od tej decyzji nie ma odwołania. To też bardzo dziwi, bo właściwie każde prawo, które w czymś ogranicza przedsiębiorców, powinno mieć swoją drogę odwoławczą. Tutaj takiej drogi nie ma. Decyzja raz podjęta na zawsze wyklucza daną firmę z polskiego rynku telekomunikacyjnego – zauważa Andrzej Arendarski.

Operatorzy i firmy telekomunikacyjne, które korzystają ze sprzętu i usług dostawcy wysokiego ryzyka, zgodnie z ustawą będą zmuszone pozbyć się ich w ciągu kilku lat. To zaś oznacza dla nich wielomiliardowe koszty, związane choćby z wymianą sprzętu na nowy. Eksperci wskazują, że bez wątpienia odbije się to na cenach usług dla klientów.

– Jeżeli wartość zakupu sprzętu w przypadku budowy infrastruktury 5G na jednego operatora to będą kwoty liczone w setkach milionów złotych, to jeśli wiemy, że jest czterech operatorów, daje nam to wartości liczone w miliardach. Operatorzy nie są instytucjami charytatywnymi. To są firmy obliczone na zysk, osiągnięcie jak najlepszych wyników finansowych – wobec tego te koszty będą musiały zostać rozłożone na klientów, którzy korzystają z ich usług – mówi prof. dr hab. Maciej Rogalski, rektor Uczelni Łazarskiego. – Można z pewnym założeniem stwierdzić, że ten wzrost cen usług telekomunikacyjnych będzie o co najmniej kilkanaście procent, jeżeli nie więcej.

Do oceny dostawców sprzętu i usług ICT zostali dopuszczeni – po wielomiesięcznych apelach z rynku – operatorzy i firmy telekomunikacyjne. Taką możliwość dostali jednak tylko najwięksi gracze, którzy w poprzednim roku wypracowali obroty w wymaganej ustawą wysokości (równowartość około 113 mln zł). To oznacza, że MŚP będą z tej procedury wykluczone, co de facto pozbawia je możliwości decydowania o kształcie rynku, na którym prowadzą działalność. Jak wskazuje w liście do premiera KIG, o ile ustawa nakłada obowiązek na 4 tys. przedsiębiorców telekomunikacyjnych, o tyle szczególne uprawnienia przyznano tylko kilkunastu.

 W świetle dotychczasowych zapisów projektów ustawy o cyberbezpieczeństwie małe i średnie firmy mogą poczuć się dyskryminowane, ponieważ są wykluczane z procesu decyzyjnego dotyczącego dopuszczenia na polski rynek dostawców sprzętu spoza krajów Unii Europejskiej i NATO – mówi Andrzej Arendarski. – Trzeba dopuścić do udziału w tym procesie nie tylko te największe firmy, tych gigantów operatorów, ale również przedstawicieli MŚP, choćby w formie izb przemysłowo-handlowych, które zrzeszają takie przedsiębiorstwa.

Eksperci wprost wskazują, że projektowana ustawa o cyberbezpieczeństwie będzie mieć daleko idące konsekwencje ekonomiczne i wpłynie na rozwój polskiego rynku telekomunikacyjnego w nadchodzących latach, dlatego powinna zostać poddana rzetelnym konsultacjom publicznym. Co istotne, jej kształt może mieć też wpływ na relacje między Polską i Chinami, które – w obawie przed dyskryminacją swoich firm – podejmą działania odwetowe wymierzone w przedsiębiorstwa z Polski.

– Tego rodzaju rozwiązanie, że wyklucza się określone podmioty tylko z tej racji, że pochodzą z innego kraju czy innego obszaru gospodarczego, jest zawsze bardzo ryzykowną operacją z punktu widzenia ekonomicznego, prawnego, podstawowych zasad konkurencji. Wykluczenie określonego dostawcy tylko z tego powodu, że pochodzi z innego kraju, oznacza możliwość wygenerowania problemów o charakterze prawnym z tytułu przepisów obowiązujących w regulacjach unijnych, ale także i umów międzynarodowych, które zakładają wolność, swobodę handlu międzynarodowego. To także ryzyko retorsji ze strony krajów, z których pochodzą ci producenci – zauważa prof. Maciej Rogalski.

– Jesteśmy zwolennikami dbania o cyberbezpieczeństwo, ale z uwzględnieniem zasad wolności gospodarczej, nieingerowania w rynek bardziej niż to absolutnie niezbędne. A to powinno wynikać z pewnych obiektywnych miar o charakterze technicznym, z wymagań sprzętowych, z certyfikacji sprzętu i stosowanych zabezpieczeń czy też trybu świadczonego wsparcia w przypadku wystąpienia jakichś zagrożeń, incydentów, awarii, naruszeń – mówi Krzysztof Bosak. – W naszym odbiorze ten sposób konstruowania przepisów ma dużo wspólnego z polityką, a bardzo mało z cyberbezpieczeństwem – zwraca uwagę poseł.

WEI: Przyszła kadencja prezesa NBP może być najtrudniejsza w historii. Powołanie na nią prof....

Inflacja i rosnące stopy procentowe, wciąż odczuwalne efekty pandemii COVID-19, wojna w Ukrainie, niepewność na rynku surowców oraz napływ ponad 2 mln uchodźców na polski rynek mieszkaniowy...

Gazprom z poważnymi problemami. Koncern nie ma na razie realnej alternatywy dla europejskiego rynku

0
– Dzięki ciepłej zimie i zgromadzonym zapasom rynek gazowy w Europie wygląda stabilnie. Europa będzie w stanie bezpiecznie przejść tę zimę bez rosyjskiego gazu. To znaczy, że...

Systemy CMMS – co to jest ?

0
Systemy utrzymania ruchu CMMS co to jest? Zarządzanie firmą to umiejętne planowanie wszelkich działań  w czasie, ale również posiadanie systemu umożliwiającego nadzór nad całym...

Recent Posts